Przepraszam Was, ale coraz trudniej mi się piszę. Wolę dodać rozdział, co miesiąc, a nie, jakiś niedopracowany, czy po prostu zbyt idiotyczny. Nie chcę, żebyście mnie za to znienawidzili, ale nie potrafię Wam się pokazać od złej strony. Wszystko robię dla Was, żebyście byli zadowoleni :C Teraz na pewno nie będziecie, bo rozdział krótki. Ale przez Święta (może przed Świętami) coś nabazgrolę i się z Wami podzielę.
Kocham Was! Nie zapominajcie o tym <3
Damon
Dzień był
dość chłodny, aczkolwiek słońce dawało się we znaki, rzucając oślepiające
światło. W Mystic Falls nie odnotowano jeszcze nigdy opadów śniegu i nic się
nie zmieniło. W powietrzu czuć było zimę, nagie drzewa przyprawiały o dreszcze,
a mroźne powietrze przyjemnie szczypało w odsłonięte części ciała. Oczywiście
tak mi się przynajmniej zdawało, gdyż, jako wampir nie odczuwałem temperatury.
Jedynie słońce raziło mnie w oczy, a wiatr niszczył fryzurę.
Stojąc na
ganku i czekając na kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia, myślałem o tym,
co przyniesie przyszłość. W ciągu tych kilku miesięcy wiele się zmieniło:
zakochałem się, poznałem młodszego, przyrodniego brata, dowiedziałem się o
Vassainach, a także o tym, że jestem idealnym kandydatem na Dziedzica.
Pozostaje jeszcze kwestia ciąży, która jest najlepszym, co mnie do tej pory
spotkało, ale też najbardziej niepokojącą i pełną pytań rzeczą.
Zaciągnąłem
się głęboko powietrzem, a następnie wypuściłem bielusieńki obłok pary. Rozglądnąłem
się na boki. Ludzie prowadzili bardzo beztroskie życie. Nie są w ogóle świadomi
tego drugiego świata wampirów, wilkołaków, czy wiedźm. Mają własne problemy,
które inni, na przykład ja, uważają za bezsensowne. Odetchnąłem jeszcze raz i
odwróciłem się, ponieważ usłyszałem, że Elena kończy pożegnanie. Po chwili
wyszła z domu cała czwórka. Jenna, Caroline, Bonnie i Elena. Wszystkie miały
rozmyty makijaż, oprócz matki mojego dziecka, ale każda bez wyjątku płakała.
Spojrzałem
pytająco na szatynkę, która kiwnęła głową.
- Jedziemy?
– zapytała pewnym głosem.
- Jeśli
jesteś gotowa – próbowałem pocieszyć ją uśmiechem, ale nie do końca wyszło to,
co zamierzałem.
Ostatni raz
przytuliła dziewczyny i bez słowa odwróciła się, a następnie odeszła. Dogoniłem
ją szybko i otworzyłem drzwi od samochodu. W środku siedział Matt, który
zamienił się z Ethanem. Teraz to blondyn miał nas odwieźć na lotnisko.
Umieściłem się na tylnym siedzenie, aby być bliżej szatynki.
Kuzyn
poprawił lusterko i uśmiechnął się do nas szczerze. Był to chyba pierwszy
prawdziwy i nie wymuszony gest tego dnia.
- No to
jedziemy – mruknął i odpalił silnik.
Elena
Oparłam
głowę o zimną szybę i zamknęłam oczy. Chciałam zasnąć. Na chwilę udać się do
świata, nad którym panuję. Do świata wolnego od zmartwień i smutku. Matt
włączył cicho radio, w którym leciały dość spokojne i wolne utwory. Nie mogłam
wsłuchać się w słowa, ponieważ bałam się, że zacznę płakać. Mimo iż wiedziałam,
że niedługo się znowu ze wszystkimi zobaczę, to czułam, że nie mówią mi
wszystkiego. Coś przede mną ukrywali i nie mogłam sobie z tym poradzić.
Po chwili
poczułam ciepłą dłoń Damona, która zacisnęła się na mojej ręce. Nasze palce się
splotły. Byłam pewna, że wyczuł mój pesymistyczny oraz markotny nastrój. Brunet
zawsze wiedział, kiedy jest coś nie tak, a na dodatek teraz miał wyrzuty
sumienia. Widziałam ten, dostrzegalny tylko dla mnie, błysk w jego oczach. Coś
go gnębiło.
Uśmiechnęłam
się do niego, o dziwo bez problemu. Po chwili namysłu stwierdziłam, że nie jest
tak źle, jak mi się wydawało. Przynajmniej miałam mężczyznę, który jest gotów
poświęcić życie w celu mojej ochrony. I dziecka. No właśnie… Mam dopiero
osiemnaście lat i nigdy w swoim krótkim życiu nie przypuszczałam, że spotkam
kogoś takiego, jak Damon. Osobę, która zapewnia mi miłość, bezpieczeństwo i
radość z życia.
Odpięłam pas
i przesunęłam się na środkowe miejsce, aby znaleźć się bliżej bruneta.
- Co ty
robisz? – zapytał ze śmiechem, kiedy podniosłam jego rękę i przytuliłam się do
niego.
Chłopak
objął mnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Zamknęłam oczy i napawałam
się ciepłem bijącym od jego gorącego ciała. Chłonęłam jego pewność siebie, jego
miłość i jego niewyobrażalnie piękny zapach. W pewnym momencie poczułam, jak
delikatnie całuje moją głowę. Podniosłam kąciki ust i uniosłam głowę ku górze.
- Idę spać – mruknęłam i pocałowałam go miękko, następnie
zamknęłam oczy i zasnęłam.
Klaus
Odkąd
wyszedłem z samochodu, dookoła unosił się apetyczny zapach świeżej krwi. Pomimo
wczesnej pory w Grill’u kręciło się już mnóstwo osób.
- Cześć,
Klaus – usłyszałem głos. Spojrzałem w tamtą stronę i dostrzegłem Ethana,
siedzącego samotnie przy stoliku w głębi sali. Z tamtego miejsca miał idealny
widok na cały bar, a za plecami solidną ścianę, która uniemożliwiała „zajście”
go od tyłu.
Powędrowałem
w jego kierunku, poprosiwszy wcześniej kelnerkę o szklankę whisky, następnie
usiadłem na jednym z czterech wolnych miejsc. W powietrzu czuć było dość
napiętą atmosferę, choć nie miałem pojęcia, dlaczego. Młodszy chłopak widocznie
zdawał się mieć mieszane uczucia. Krótko mówiąc był jednym wielkim kłębkiem
nerwów. Gdyby był to ktoś inny, zapewne nie zwróciłbym nawet na to uwagi, ale z
Ethanem sprawa miała się całkiem inaczej. Chłopak zawsze wesoły, żywy, pełen
energii i zadający mnóstwo pytań, mimo już długiego życia, zawsze urzekał swoją
osobą. Był przyjacielski i szybko sobie owych przyjaciół zjednywał, do czego ja
musiałem zazwyczaj używać hipnozy lub przemocy. Takie życie… Mimo jego humoru,
pozytywności i w pewnym stopniu dziecinności, polubiłem go.
W jakiś
sposób zastąpił moje zdradliwe i okrutne rodzeństwo, które wydziedziczyło mnie
z rodziny. Skazali na wieczną samotność, ale jak widać się im nie udało. Po
chwili zauważyłem, że brunet spogląda na mnie uważnie swoimi mądrymi oczami.
Uśmiech znikł mi z twarzy i skupiłem się na tym, po co tu przyszedłem.
- Musimy
omówić najważniejsze sprawy – zacząłem, a Ethan zagryzł wargę. Coś go widocznie
gryzło – Teraz, gdy Damon wyjechał musimy poradzić sobie sami ze sprawą
Vassainów. Myślę, że jesteś na tyle inteligentny i domyśliłeś się, że nie
wygląda to obiecująco.
- Przecież
nie wiemy, ile ich jest. Alaric zabił jedną i mogła ty być tylko ona.
- Okrążyłem
całe miasto i nie wyczułem obecności żadnego wampira, z wyjątkiem ciebie i
Stefana – wytłumaczyłem cierpliwie – Kiedy, któryś przekroczy granicę Mystic
Falls, będę o tym wiedział pierwszy.
Rozglądnąłem
się po wnętrzu, szukając kogoś, kto mógłby podsłuchać naszą rozmowę. Nikt nie
wydał mi się podejrzany, aczkolwiek postanowiłem mówić trochę ciszej. Ostatnio,
gdy używałem dźwiękoszczelnej komory, to zdarzenie osłabiło mój organizm. Teraz
nie powinienem dopuszczać do takich sytuacji, ponieważ w każdej chwili może
nastąpić atak drugiej rasy.
- Jest
jeszcze jedna sprawa – powiedziałem ciszej.
- Jaka? –
wypalił od razu brunet, nie czekając aż skończę. Westchnąłem cicho.
- Gdybyś
poczekał chwilę, to bym dokończył – moja twarz pozostała kamienna.
-
Przepraszam… - bąknął po chwili chłopak. Wiedziałem, że dużo go to kosztowało. Postanowiłem
zostawić sprawę jego manier i wróciłem do wcześniejszej myśli.
- Powinniśmy
uważać na Stefana. Wiem, że rzadko go widujemy i właśnie to jest tym, co mnie
niepokoi. Co można robić w miasteczku tak małym, jak Mystic Falls, a na dodatek
pozostawać niezauważonym? – Ethan nic nie powiedział na moje słowa, a jedynie
spuścił wzrok i zaczął bawić się szklanką, szukając odpowiedzi na to pytanie.
- Dobra,
rozumiem. Teraz pozostaje kwestia tego, jak ja mam z nim mieszkać? Szczególnie
teraz, gdy nie ma Damona? – twarz chłopaka wykrzywił nieznaczny grymas – Przecież
on jest silniejszy ode mnie. Jeśli będzie chciał mi coś zrobić, to przyjdzie mu
to bez problemu…
Zastanowiłem
się chwilę. Faktycznie nie pomyślałem o tym, co ma zrobić Ethan. W sumie mógłby
zamieszkać ze mną albo Alarickiem, ale Stefan zacząłby coś podejrzewać. Pewnie
już czuje, że coś się dzieje, ale nie powinniśmy pogarszać sytuacji.
- Musisz się
zachowywać normalnie – powiedziałem powoli, a chłopak spojrzał na mnie ze
zdziwieniem. Pospieszyłem z tłumaczeniem – Nie możesz pozwolić mu myśleć, że o
coś go podejrzewamy. Bądź tak samo wesoły, jak zawsze. Musisz zachowywać się,
jakby nigdy nic. Tylko w ten sposób zdołamy poznać prawdę, co się dzieje. Ale
powinieneś na niego…
- Uważać –
dokończył, tym razem, ku mojej uciesze – Będę ostrożny.
Brunet dopił
swój, pachnący alkoholem, napój i stwierdził, że musi załatwić, jakąś sprawę.
Nie powiedział jaką, więc nie pytałem. Raczej nie obchodziły mnie takie sprawy,
chociaż obiecałem Damonowi, że zajmę się jego młodszym bratem… Cholera!
Niestety
chłopak już wyszedł, natomiast w drzwiach pojawiła się Caroline. Problem
związany z Ethanem zniknął, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Dopiero po
chwili zdałem sobie sprawę, że uśmiecham się sam do siebie. Potrząsnąłem głową,
próbując pozbyć się tych idiotycznych, ludzkich zachowań i wstałem od stolika.
Dziewczyna nie zauważyła mojej obecności. Siedziała przy barze, widocznie nie w
sosie.
Co oni mają
takie dziwne humory, pomyślałem z ironią, chociaż domyślałem się, o co chodzi.
Wziąłem ostatni łyk whisky, postanowiłem do niej podejść. Podwinąłem rękawy, a
kurtkę przerzuciłem przez ramię, następnie powędrowałem w stronę blondynki.
- Witam
panią – powiedziałem i usiadłem obok niej.
Dziewczyna
zarzuciła swoimi złocistymi włosami i spojrzała na mnie. Jej oczy zabłyszczały
wesoło, a na twarzy pojawił się uśmiech. No… Przynajmniej coś na jego wzór.
Kolejna osoba do pocieszania. Dlaczego oni wszyscy się tak martwią wyjazdem
Eleny i Damona? Przecież tam powinni być bezpieczni, gorzej by było, gdyby
zostali tutaj. Czy nikt oprócz mnie tego nie rozumie?
- Cześć,
Klaus – nachyliła się w moją stronę, więc zbliżyłem swoje usta do jej. Nasze
wargi musnęły się delikatnie – Co tutaj robisz?
Wzruszyłem
ramionami.
-
Rozmawiałem z Ethanem…
- Widziałam
go, jak wychodził. Wydał mi się dość dziwnie… Hm… Przygaszony? Przecież on
zawsze jest wesoły! – w jej głosie słychać było wyraźną troskę.
- Nic mu nie
będzie – stwierdziłem pewnym głosem, aby dodać jej otuchy – Chwilowy brak
humoru jeszcze nikomu nie zaszkodził – uśmiechnąłem się.
Nastała
chwilowa cisza, między nami dwojga. Gwar w barze wcale nie ucichł, a jedynie
wzmacniała go grająca muzyka. Nasza rozmowa coś nie chciała się kleić.
Postanowiłem więc przejąć rolę.
- A co z
tobą? – zapytałem, jak robili to ludzie na filmach, gdy ich przyjaciel, chłopak
lub dziewczyna, byli smutni. Starałem się nadać mojemu głosowi troskliwą barwę.
- Co ze mną?
– dziewczyna ze zdumieniem uniosła brwi. Widocznie nie rozumiała, o co mi
chodzi.
- Jak się
czujesz? – zapytałem ponownie, próbując nie stracić cierpliwości.
Caroline
wahała się z odpowiedzią. Długo nic nie mówiła, a gdy już to zrobiła, to
usłyszałem jedynie prośbę, abyśmy stąd wyszli. Zgodziłem się, widząc, że
dziewczyna chce mi coś powiedzieć. Pomogłem jej ubrać płaszcz, a po chwili
szliśmy w kierunku jej domu.
Na zewnątrz
było dosyć chłodno, chociaż nie przeszkadzało mi to. Czekałem na to, jak
rozwinie się rozmowa, ale blondynka nie była skłonna jej dokończyć. Ująłem ją
za dłoń, która wydawała się strasznie delikatna i krucha. Bałem się ją mocniej
uścisnąć, więc zrobiłem to w taki sposób, aby nie stała się jej krzywda.
- Więc? –
zagaiłem i uniosłem brwi. Uśmiechnąłem się do niej.
- Więc co? –
zauważyłem, że zrozumiała o co mi chodzi, aczkolwiek udawała, że nie wie.
- Caroline…
- zacząłem, ale dziewczyna stanęła przede mną, zatrzymując się i przyłożyła
palec wskazujący do moich ust.
-
Przepraszam… Ja wiem, że… Po prostu całe moje życie zaczęło się sypać, a
przeczuwam, że najgorsze dopiero ma nadejść – jej dolna warga zadrgała,
wyraźnie powstrzymywała płacz.
Nie
wiedziałem, co zrobić. Niepewnie zrobiłem krok w jej stronę, następnie
delikatnie objąłem ja ramionami. Dziewczyna przytuliła mnie mocno, natomiast ja
gładziłem jej piękne, miękkie włosy. Chciałem coś powiedzieć. Podnieść ją na
duchu. Wiedziałem jednak, że to na nic. Też czułem, że stanie się coś złego.
Prawdopodobnie szykujemy się do wojny, a przynajmniej w pewnym sensie. Nikomu
nie możemy ufać. Nie powiedziałem więc nic.
Ja byłem
tym, który musiał zgrywać pewnego siebie. Nie mogłem zasiać w nich, nawet
ziarnka zwątpienia, ponieważ zniszczyłoby to ich wiarę. Nie chciałem do tego
dopuścić. Usłyszałem, że serce dziewczyny nieco się uspokoiło. Powoli odsunąłem
się od niej i złapałem ją za ramiona. Delikatnie nią potrząsnąłem, aby oprzytomniała. Nie widziałem łez, ale czułem, że jest zdenerwowana, a co
najgorsze – bała się. Odetchnąłem głęboko bojąc się zabrać głos. Nie chciałem,
żeby usłyszała w nim wahania, a jedynie pewność siebie. Jeszcze raz
odetchnąłem, spojrzałem głęboko w jej oczy i powiedziałem:
- Ze mną nic
wam nie grozi.
Co, poniekąd, było prawdą.
Co, poniekąd, było prawdą.
CZYTANIE = KOMENTOWANIE
Super wyszedł ci rozdział !! :)
OdpowiedzUsuńno w końcu! <333
OdpowiedzUsuńjestem pod mega wrażeniem, chcę więcej i więcej !! :3
Delena i Klaroline wyszły ci niesamowicie... :D ach..
Ethan coraz bardziej mi się podoba.
mam nadzieję, że wakacje Damona i Eleny będą udane - już nie mogę się doczekać dzidziusia :)
~zadelenowana ♥
no na reszcie jest ;)
OdpowiedzUsuńJak zawsze wspaniały <33
Super Rozdział :) Czekam na Kolejne :)
OdpowiedzUsuńHej :D
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Award :D
Więcej informacji na klaroline-love.blogspot.com
Pozdrawiam :D
Nominowałam Twojego bloga do Liebster Blog Award ;) damonelenaa.blogspot.com
OdpowiedzUsuńpiękny szablon :)))
OdpowiedzUsuńu mnie nn :D
http://tvdopowiadanie.blog.pl/
bardzo fajnie opowiadasz, mimo tego, że uwielbiam Stelenę, to Delena też jest niczego sobie xd
OdpowiedzUsuńMożesz informować mnie o rozdziałach :*
Pozdrawiam
~http://you-are-the-life-to-my-soul.blogspot.com/
Klaus i Carolinne mnie rozczulają żal mi Etana jest taki smutny proszę o więcej Katrinne
OdpowiedzUsuń