poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział VII


Damon

Kolejny dzień nadszedł bardzo szybko, co nie było pocieszającą myślą. Przez cały ranek w mojej głowie się kotłowało. Nadchodził moment, w którym będę musiał porozmawiać z Eleną, o tym, że ją oszukałem… Że wszyscy ją oszukaliśmy, mówiąc, że wyjazd na Hawaje jest tylko tymczasowy. Starałem trzymać się myśli, iż dziewczynie ten pomysł przypadnie do gustu albo stanie się coś, co zmusi nas do powrotu do Mystic Falls.
Klaus nie dawał znaku życia. Żadnego telefonu. Żadnej wiadomości. Nic. Kompletnie. Strasznie mnie to irytowało, ponieważ miał mieć jakieś wieści dotyczące tej całej przepowiedni.
Tak to jest robić interesy z Pierwotnym – pomyślałem.
- Gotowy? – usłyszałem głos Eleny, która stała w drzwiach od łazienki z torbą plażową i ręcznikiem. Miała rozpuszczone włosy i okulary przeciwsłoneczne podtrzymujące grzywkę.
Natomiast ja zamiast się ubrać i wziąć potrzebne przedmioty do plażowania, to układałem w głowie scenariusz, czekające mnie rozmowy.
- Ja… Przepraszam, ale jakoś tak wyszło i… Zamyśliłem się – moje ręce opadły w geście bezsilności.
Szatynka zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce, najwidoczniej doszukując się podstępu. W międzyczasie ubrałem czarne spodenki do kolan z bordowymi elementami, wziąłem ręcznik pod pachę i założyłem ciemne okulary. Koszulę sobie odpuściłem. Stwierdziłem, że nie ma potrzeby, abym zakładał coś więcej. Uśmiechnąłem się do dziewczyny.
- O czym tak myślałeś? – spytała.
- O… - nie przygotowałem się na takie pytanie – Ym… O nas – wymyśliłem na szybko – O tym, że cię kocham… - zbliżyłem się do niej i objąłem ją delikatnie w pasie – I o tym, co będzie dalej.
- Czyli o tym, co zwykle? – Elena bez problemu mi uwierzyła.
- Tak, dokładnie o tym, co zwykle – uśmiechnąłem się z pewnym trudem, a lewą ręką podrapałem się po szyi.
Nie znosiłem jej okłamywać. W stosunku do innych nie miałem takiego problemu i zwykle robiłem to bez najmniejszego zawahania. Jednak teraz czułem na sobie jej wzrok, który przenikał moją duszę, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Nie byłem pewny, czy domyśliła się, że coś ukrywam, ponieważ nie dała nic po sobie poznać, ale zawsze istniała owa możliwość.
- To słodkie – powiedziała szatynka i się uśmiechnęła.
- Przecież ja cały jestem słodki – szepnąłem i z uśmiechem „niegrzecznego chłopca” pocałowałem ją.
- Dobrze, dobrze. Nie pochlebiaj sobie. Lepiej już chodźmy. Chcę w końcu poczuć to słońce!
- Ouu… - jęknąłem – Mi się tam zbytnio nie spieszy, bo… Sama wiesz – próbowałem dać jej do zrozumienia, że nie do końca powinienem przebywać w pełnych promieniach słonecznych, mimo że miałem pierścień.
- Oh, to takie smutne – Elena zaczęła mówić z dobrze słyszalną ironią –W takim razie wytłumacz mi, dlaczego zabrałeś mnie na gorące, P E Ł N E słońca Hawaje? – oparła dłonie na biodrach i uniosła brew.
W ten oto sposób uciekł cały nastrój.
- Faktycznie, mogłem cię wziąć na Syberię, byśmy się cały czas przytulali… - dziewczyna widocznie robiła się coraz bardziej wściekła, po pierwsze przez moje pojękiwania i marudzenie, a po drugie, ponieważ opóźniałem nasze wyjście – Dobra, wezmę parasol.
Nie chciałem się kłócić, mimo że raczej starałem się rozluźnić atmosferę, ale Elena nie podzielała mojego poczucia humoru. Przynajmniej teraz. Wszędzie słychać, że kobiet w ciąży nie należy denerwować i zdecydowanie się z tym zgadzam.
Mam tylko nadzieję, że jej przejdzie. Przecież ja tak nie wytrzymam – pomyślałem, ale się uśmiechnąłem. Poczułem coś naprawdę dziwnego. Na myśl o dalszej przyszłości z Eleną Gilbert ścisnęło mnie w żołądku, ale pozytywnie.
- No cóż… Nie przemyślałeś sprawy. A teraz ruszaj ten swój zgrabny tyłeczek i chodźmy – szatynka klepnęła mnie w pośladek, wyganiając z apartamentu.
Kąciki moich ust uniosły się ku górze, a ja nawet nie zdałem sobie z tego sprawy. Wziąłem torbę Eleny, która była zaskakująco ciężka. Naprawdę. Zdziwiłem się, jak szatynka zdołała ją nieść. Po sekundowym zastanowieniu stwierdziłem, że kobiety są naprawdę zdumiewające. Teraz idąc z damską torebką, bez wątpienia dodającą mi męskości, nie zwracałem uwagi na spojrzenia innych kobiet. No może trochę… Jednak śmiałem się z zachowania Eleny, która rzucała im wściekłe spojrzenia i ściskała coraz mocniej moją dłoń. Było to przyjemne, ale równie zabawne doświadczenie.
Słońce dość mocno dogrzewało. Nawet bardzo mocno. Po raz kolejny zacząłem się zastanawiać nad jedną z życiowych zagadek bycia wampirem: dlaczego nie czujemy zimna, a ciepło tak? Irytująca rzecz. Przyjrzałem się Elenie. Współczułem jej, ponieważ musiała założyć jednoczęściowy strój. Na pewno było jej gorąco, ale nie dawała nic po sobie poznać.
Mimo ciąży, którą coraz bardziej było widać, Elena utrzymywała szczupłą sylwetkę. Oczywiście brzuch z tygodnia na tydzień się powiększał, ale nogi, ręce, czy twarz, pozostawały smukłe i piękne, jak wcześniej. Nie narzekała na jakiekolwiek bóle, nudności czy inne tego typu sprawy. W zasadzie oprócz niewielkich (zazwyczaj) wahań nastroju, czy drobnych zmian w wyglądzie wszystko było tak samo. Wszystko szło po naszej myśli.
Plaża Waikiki znajdowała się niecałe 10 minut spokojnego spaceru od naszego apartamentu. Mimo południa nie było dużo ludzi. W sensie takim, że bez problemu znaleźliśmy wolne miejsce z dala od palących, pijących, nagich i innych dziwnych osób. Piasek był przyjemnie ciepły. Wiał lekki wietrzyk, bez którego trudno by było wytrzymać. Niebo praktycznie bezchmurne. Rozstawiłem parasol, leżaki i ręczniki. Następnie poprosiłem kobietę, aby posmarowała mnie olejkiem z najwyższą ochroną. Nie chciałem zacząć się palić przed tak wielką publicznością. W sumie to w ogóle nie chciałem spłonąć…
- Tylko pamiętaj o ramionach – zwróciłem jej uwagę.
- Damon! Przecież wiem. Powtarzasz to trzeci raz… - Elena wydęła wargi i prychnęła.
Kiedy skończyła, odwróciłem się do niej i z najsłodszym uśmiechem, na jaki mnie było stać, zapytałem, czy mogłaby posmarować mi twarz. Postarałem się, aby zabrzmiało to grzecznie i uroczo, jednak widząc jej minę wiedziałem, co sobie myśli – że zachowuję się jak dziecko. Elena pogrzebała chwilę w torbie i wyjęła inną tubkę z kremem. Wycisnęła trochę na palce i usiadła naprzeciwko mnie. Następnie zostawiła niewielką ilość białej substancji na moich policzkach, czole i nosie. Zamknąłem oczy, ponieważ zaczęła rozsmarowywać filtr w okolicach moich powiek. Po kilku sekundach nie czułem już dotyku jej delikatnych dłoni, a jedynie rozpalające mnie do czerwoności, słodkie wargi. Delikatnie otworzyłem oczy, gdyż słońce oślepiało i uniemożliwiało mi pełny widok. Prawą dłonią zacząłem się bawić jednym z jej kasztanowych loków, aczkolwiek cały czas dzieliły nas jedynie milimetry. Czułem ją całym działem. Czułem jej oddech. Jej zapach. Bicie serca. I bicie serca dziecka. Do tej pory spoglądałem w jej głębokie, pełne szczęścia, nadziei i wiary oczy. Następnie spuściłem głowę, a rękę położyłem na jej brzuchu. Cały czas się bałem, że jeśli go dotknę, to… W przeszłości nie panowałem nad swoją siłą, a teraz odczuwałem tego skutki. Jednak w tym momencie byłem na Hawajach, na plaży Waikiki, z Eleną, z dala od kłopotów i poczułem, że będę ojcem.
Szatynka położyła swoją dłoń na mojej i pogładziła ją czule. Następnie nachyliła się i ponownie mnie pocałowała. Dopiero wtenczas się ocknąłem, a potem uśmiechnąłem.
- Może masz ochotę popływać? – spytałem.
Elena kiwnęła głową. Wstałem, a później pomogłem się jej podnieść. Wziąłem ją za rękę i zacząłem kierować się w stronę pięknej, lazurowej wody, kiedy zadzwonił mój telefon. Westchnąłem przeciągle i popatrzyłem na jej twarz.
- Oddzwonię póź…
- Odbierz. Może to coś ważnego – przerwała mi, a ja przytaknąłem.
Szybko wróciłem do naszego legowiska i wyciągnąłem telefon z jej torby. W duchu pragnąłem, żeby to nie było nic ważnego. Jednakże się okazało, że dzwonił Klaus. Odszedłem gdzieś na bok, poza zasięg słuchu Eleny i dopiero wtedy nacisnąłem słuchawkę. Szatynka położyła się na leżaku i się opalała.
- Tak słucham?


Ethan

Ja go kiedyś zabiję. Nie dość, że wyjeżdża i to w zasadzie tak nagle, to teraz jeszcze nie daje znaku życia. A na dodatek jest zamieszany w jakieś pieprzone przepowiednie i jest celem, jakiś wampirów – po raz kolejny moje myśli zaprzątały sprawy Eleny, Damona i nie mogłem spać. Pensjonat Salvatore’ów był pusty, nie licząc Stefana, którego w dalszym ciągu nie było widać. Zero rozmów, zero śmiechu. Nieprzenikniona cisza. Klaus proponował mi pokój w jego willi, ale stwierdziłem, że dam sobie radę. Teraz trochę żałuję tej decyzji, bo samotność jest faktycznie trochę dobijająca.
Sięgnąłem ręką na szafkę nocną i po omacku znalazłem telefon. Sprawdziłem godzinę. Dochodziła trzecia nad ranem. Z ciężkim westchnieniem położyłem się na plecach i zacząłem się wpatrywać w sufit. Jedną ręką przeczesałem włosy, a następnie odrzuciłem kołdrę i wstałem z łóżka. Założyłem, leżące na podłodze, czarne spodnie i na bosaka zszedłem na dół. Nie zapalałem światła, bo nie było mi potrzebne. Znałem ten dom na pamięć, a na dodatek wampirzy wzrok pozwalał na nocne widzenie.
Doszedłem do kuchni, gdzie otworzyłem lodówkę, a jej światło oślepiło mnie do tego stopnia, że przez moment nic nie widziałem. Przetarłem oczy i wyciągnąłem mleko. Wziąłem kilka łyków, nie przejmując się nalewaniem płynu do szklanki. Karton odstawiłem z powrotem na półkę i odwracając się zamknąłem drzwiczki. Podskoczyłem delikatnie, widząc przed sobą Stefana. Śmierdziało od niego papierosami i wódką, ale on był trzeźwy.
- Stefan! Co ty tu…? – zapytałem, usiłując przywołać spokój.
- Usłyszałem, że ktoś się kręci po domu, więc postanowiłem to sprawdzić – miał nieodgadniony wyraz twarzy, ale mówił prawdę – A ty? Czemu nie śpisz?
Przełknąłem ślinę.
- Nie mogę zasnąć – powiedziałem krótko.
Nastała niezręczna cisza. Staliśmy przed sobą w całkowitej ciemności. Stefan najwyraźniej wyczuł, że czuję się nieswojo i poszedł zapalić światło, które ponownie mnie oślepiło. Mrugnąłem parę razy oczami, aby nabrać ostrości widzenia. W duchu odetchnąłem z ulgą, że nie muszę być z nim sam na sam w ciemnościach.
Stefan miał na sobie białą koszulkę, jeansy i czarne buty. Włosy w dalszym ciągu odpowiednio ułożono, więc stwierdziłem, że musiał niedawno wrócić. Nie wiedziałem, co mówić, co zrobić. W końcu zatarłem ręce i powiedziałem:
- No to ja idę do siebie…
Skierowałem się w stronę schodów.
- On da sobie radę – stanąłem w miejscu i się odwróciłem. Stefan podążał za mną wzrokiem.
- K-kto? – zapytałem, nie do końca wiedząc, co ma na myśli. Zmarszczyłem brwi.
- Damon. Zawsze daje sobie radę – powiedział i usiadł przy barku.
Czekałem, czy nie powie, czegoś więcej, jednak blondyn przestał zwracać na mnie uwagę. Popijał Burbona i coś czytał. Ponownie zacząłem iść w stronę swojej sypialni, tym razem myśląc, dlaczego Stefan to powiedział. Wyglądało, że chciał mnie pocieszyć, ale niczego nie można być pewnym. Postanowiłem, że porozmawiam jutro z Klausem, jednak teraz… Opadłem na łóżko i jeszcze bardziej nie mogłem zmrużyć oka.


Klaus

- Fajnie, że w końcu sobie przypomniałeś – Damon syknął do słuchawki. Przewróciłem oczami i postanowiłem nie wtrącać się w jego słowa. Niech sobie pogada, to mu przejdzie – Dzwoniłem do ciebie z pięćdziesiąt razy! Wiesz, jakie ja tu życiowe rozterki przeżywam? Miałeś dać mi znać, jak coś będzie wiadomo o… O czymkolwiek! Dlaczego nie odbierałeś?
W końcu przestał gadać. Westchnąłem.
- Też miło cię słyszeć, Damonie – próbowałem rozładować atmosferę, a w odpowiedzi usłyszałem krótkie prychnięcie – No dobrze. Mam kilka informacji, ale także sporo do opowiedzenia. Masz teraz wolną chwilę?
- Nie do końca, bo jesteśmy na plaży. Elena się zorientuje, że długo nie wracam – powiedział brunet. Po jego głosie łatwo można było rozpoznać, że się denerwuje.
- Cholera… A kiedy mógłbyś wejść na Skype’a? Tylko najlepiej w jakimś cichym, ustronnym miejscu.
- Między dziewiętnastą, a dwudziestą. Elena ma wtedy jakieś zabiegi kosmetyczne, a ja wolne. Może tak być? – zapytał.
- Dobra, będę czekał. A tak w ogóle… Jak się bawicie? – tak, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale dla mnie to już i tak za późno. Zapytałem go, jakby zrobił to przyjaciel.
- Świetnie, właśnie mieliśmy iść pływać, kiedy ktoś w bardzo odpowiednim momencie nam przerwał… - powiedział dość znacząco, Damon.
Od razu zrozumiałem, co miał na myśli i się uśmiechnąłem. W sumie to byłbym tak samo wściekły. Niech się chłopak nacieszy tym dniem wolnym, bo nie czekały go zbyt dobre wieści. Wszystko opowiem mu wieczorem i mam nadzieję, że mnie posłucha i jednak wrócą do Mystic Falls.
- OK, załapałem. Już się rozłączam. Do wieczora – pożegnałem się i nacisnąłem czerwoną słuchawkę.
Właśnie otwierałem drzwi od mojego pałacu. Była to chyba największa posiadłość w całym mieście, co bardzo mnie zadowalało. Mnóstwo miejsca, wartościowych rzeczy, najlepszego sprzętu i cisza i spokój. Mogłem robić, co chcę i kiedy chcę. Jednak to teraz nie było najważniejsze.
Od razu poszedłem do kuchni i zerknąłem do lodówki. Na szczęście okazało się, że mam jeszcze zapas worków z krwią. Od samego rana czułem silne ssanie w żołądku, a wszystko dlatego, że nie pożywiałem się od, co najmniej, 3 dni. Alkohol skutecznie maskował uczucie głodu, ale nie mogłem zapomnieć o prawdziwej diecie. Musiałem zbierać siły. Możliwe, że szykujemy się do wojny, a ja jestem jedyną nadzieją. Chyba, że… Chyba, że nasi wrogowie skrywają coś, czego powinienem się bać. Coś, co okaże się naszą zgubą.
Potrząsnąłem głową, aby porzucić te pesymistyczne myśli. Jednym zwinnym ruchem otworzyłem worek i zacząłem pić. W mgnieniu oka opróżniłem całe opakowanie. Miałem ochotę na więcej, ale powstrzymałem się od tego. Nie chciałem stracić panowania, które później trudno odzyskać.
Poszedłem do salonu i rozsiadłem się w jednym z najwygodniejszych i najbardziej ozdobnych foteli. Wcześniej nalałem sobie szklankę szkockiej oraz wyciągnąłem telefon. Pomyślałem, że może dobrze by było zadzwonić do Ethana i poinformować go o mojej rozmowie z Damonem. Z pewnością powinien się ucieszyć. Wziąłem łyk alkoholu i wyszukałem go w kontaktach.
- Halo? – usłyszałem głos w słuchawce, zadziwiająco podobny do Damona.

- Ethan? – chłopak mruknął coś ciche, potwierdzając swoją tożsamość – Dzisiaj o dziewiętnastej u mnie w domu. Musimy porozmawiać z Damonem.

Hejka! <3
Może nie jest to zbyt długi rozdział, ale dodaję, jak obiecałam. 
Z resztą tak w zasadzie, to stwierdziłam, że może będzie lepiej, gdy będę dodawać krótsze notki? Może będą się pojawiać częściej? Co o tym myślicie? :))
Ajajaj! A widzieliście najnowszy odcinek TVD? 
Jak nie to:
!UWAGA! SPOILER!



Kaśka w końcu opuściła ciało Eleny <333 A w trailerze widziałam DELENĘ i tak słodką scenę między nimi, że masaaaaaakra! :DDD Umrę przez te 2 tygodnie :C
Ale nareszcie Delena... Długo na to czekałam i Kaśka zaczynała mnie irytować ;_;
A jak Wasze odczucia? :) 
Pozdrawiam :3

CZYTANIE = KOMENTOWANIE

6 komentarzy:

  1. Po piersze chciałam pogratulować ci zwiastunu szkoda,że ich wakacje się już kończą mnie też zastanawiają słowa Stefana czyżby on coś wiedzał brakuje mi Katrinne ta chwila kiedy Damon położył rękę na brzuchu Eleny i poczuł,że będzie ojcem po prostu magiczna wiesz może gdzie można znaleść dalsze odcinki pamiętników pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo fajny. :)
    Mam nadzieję, że będziesz dodawać je częściej, długo czekałam na Twój powrót. :)
    Czekam na nn i życzę weny.
    ______

    Zapraszam serdecznie na nowy rozdział.

    nie-jestem-nia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Damon ojcem... nadal nie mogę tego pojąć xD ha ha ha :) jaram się tym jak Damon Elena i jak Katherine Stefanem ;P Uwielbiam twój styl, świetnie piszesz. No i nie mogę się doczekać nn! Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie na nn :)
      http://tvdopowiadanie.blog.pl

      Usuń
  4. Wow... to jest świetne. Moment kiedy Damon kladzie rękę na brzuchu Eleny i zdaje sobie sprawę, że będzie ojcem jest piękny.. Życzę weny, czasu na pisanie i dodawanie kolejnych rozdziałów:*:)

    http://thetruestoryelenadomon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG! Oniemiałam, pisz dalej i częściej bo nie mogę oka nacieszyć, na prawdę jest JEJ! No i Damon ojcem! Tego jeszcze nie było ♥

    OdpowiedzUsuń